Życie jest nieprzewidywalne.
- Louis , Lottie wychodzimy ! - zawołała Johanna , a po chwili na dole była już dwójka rodzeństwa . Mieli jechać odebrać Fizzy od przyjaciółki i bliźniaczki ze szkoły.
Był chłodny , sierpniowy wieczór . Słońce powoli chyliło się ku zachodowi , tworząc piękną poświatę na horyzoncie. Wsiedli do samochodu i skierowali się w stronę centrum Doncaster. Prowadziła matka rodzeństwa , które usiadło z tyłu i drażniło się wzajemnie. Skręcili właśnie w ulicę , na której mieszkała Alice.
*oczami Lottie*
Jechaliśmy po Fizzy , gdy nagle zobaczyłam ostre światło i poczułam ogromny ból. Czułam , jak samochód koziołkuje i ląduje na czyimś trawniku . Widziałam moją zakrwawiona nogę . Mama była nieprzytomna . Usłyszałam niewyraźnie krzyki Louis'ego i poczułam jak łapie mnie za rękę .
*oczami Louis'ego*
Zacząłem panikować. Mama była nieprzytomna , a Lottie cała zakrwawiona . Zacząłem krzyczeć , żeby nie odchodziła . Widziałem jak zamyka oczy , a jej uścisk się rozluźnia . Zdenerwowany odnalazłem telefon i trzęsącą się ręką zadzwoniłem na pogotowie.
- Proszę , powiedzcie że nic im nie będzie !
- Niech się pan uspokoi . Nie wiemy co im jest i musimy jechać do szpitala. Pan też musi.
- Ja nie mogę ich stracić , nie mogę . - mówiłem przez łzy bardziej do siebie , niż do sanitariusza , który odprowadzał mnie do karetki.
---------------------------------
Proszę prolog :) Mam nadzieję , że wam się spodoba . Proszę o głosy w ankiecie.
CZYTASZ ? KOMENTUJ !
Mój twitter @Girls_withdream